Urki. Co jakiś czas obchodzę je dosyć klasycznie. Zapraszam ziomków na rower i nocowanie nad jeziorem, a że urodziłem się zimą to wyjazd staje się ciekawy. W tym roku pogoda pokazała na co ją stać i mieliśmy solidne minus 10… w dzień. Zjechaliśmy się do Mariana na włości z różnych stron. Z Gorzowa, Zielonej i Szczecina.
Droga była wybitna. Lasy zasypane były zmarzniętym śniegiem miejscami pokrytym łatami lodu. Ratowaliśmy się wiśniówką. Na miejscu wieczorem kiedy wszyscy dotarli biesiadowaliśmy. Było ciepłe ognisko, grill, tort… kiełbaski oraz chleb smakowały jak nigdy. Przy -14 człowiek lubi zjeść. Odważni spali w hamakach, ciepłolubni w namiotach czy przyczepie. Rankiem zjedliśmy pyszne śniadanie z zamarzniętych jajek i fasoli. Popiliśmy kawą jak nakazuje kodeks gravelowca. Droga powrotna już spacerem i autem. Warunki były już za mocne. W tym miejscu chciałbym bardzo wszystkim obecnym podziękować. Dziękuje, że wpadliście! No i za organizacje. Takich akcji się nie spodziewałem. Ave!