To taka jednonocka. Idealna żeby zapoznać z tematem kogoś kto jeszcze nie zabawił się w bikepacking. Najważniejsze w takim przypadku jest to żeby na początek nie zrazić adepta. Nie powinno się zabierać takiej osoby od razu na 10 dniowy wypad w trudny technicznie teren i dystans ultra. To ma być fan i czill. Zatem robimy krótką traskę – u nas to było 25 km od domu, jedziemy sobie np. do lasu – wieszamy hamaczki, pijemy pifko, a przy okazji sprawdzamy sprzęt do nocowania, rower czy gadżety do gotowania. Rano śniadanko i pakowanko. I adept już wie co go czeka na najbliższym większym wypadzie. Same plusy… lekko i przyjemnie.
Możliwe, że zarazimy tą osobę szlajaczką i będziemy mieć kolejnego kompana wypraw. Im więcej tym lepiej.